sobota, 11 kwietnia 2009

MIGDAŁOWA EMMANUELLE

Oto Emmanuelle.

Bystra, podobno ładna, nieco nieśmiała, co wcale jej nie przeszkadza, bo lubi samotność. Od dwóch lat mieszka w jednopokojowym mieszkanku na poddaszu, dzieląc je z kotem, i wcale nie tęskni do zmiany.

Emmanuelle jest urzędniczką w banku. Każdego dnia nawał pracy oraz konieczność obcowania z liczbami i pełnymi pretensji klientami sprawia, że coraz mnie lubi swoja pracę. Wielokrotnie patrząc na awanturującego się albo męczącego klienta wyobraża sobie, jak wstaje, zabiera torebkę i wychodzi, aby więcej tu nie wrócić. Jednak Emmanuelle jest rozsądna. Toteż uśmiecha się cierpliwie i mruga szarymi oczyma widocznymi zza okularów w modnych oprawkach. To opanowanie wzbudza podziw samego dyrektora banku, który kilkakrotnie napomknął już o możliwości awansu. Dlatego Emanuelle jest cierpliwa, chociaż jej życie upływa dość monotonnie. Wczesna pobudka, prysznic, makijaż, lekkie śniadanie i szybki spacer brukowana uliczką do pracy. Powrót z pracy, po drodze zakupy, szybka przekąska, zabawa z kotem, kąpiel i łóżko, często w towarzystwie budującej książki.

W ciepłe i pogodne dni Emmanuelle siada z książka lub lampka wina na balkonie. Z wysokości poddasza obserwuje mieszkańców miasteczka, wieżę kościoła, restaurację „Chez les Moi” oraz bluszcz wspinający się po nadgryzionej zębem czasu ścianie komisariatu żandarmerii.

Dziś jednak pada deszcz i po wyjściu z banku Emmanuelle naciąga na głowę kaptur jesiennego plaszczyka. Z pochylona głową biegnie po brukowanej uliczce, rozpryskując wodę z kałuży. Ulice opustoszały, a korzystająca z ostatnich tchnień lata młodzież przeniosła się zapewne do kręgielni. Emmanuelle zdyszana wpada w bramę i dopiero na schodach przystaje, oddychając z lekkim zmęczeniem.

Gdy wchodzi do mieszkania, nie zapala nawet światła. Rzuca płaszcz i torebkę na ziemię, po czym podchodzi do okna i patrzy na zapłakany świat. Wszystko pociemniało, niebo zasnuło się chmurami, coraz silniejsze ciosy deszczu uderzają o szybę.

Boli ją głowa. Emmanuelle masuje sobie skronie, po czym zdejmuje szykowny popielaty kostium. Nalewa wody do ogromnej wanny na zdobionych nóżkach, po czym z ulga zanurza się w gorącej wodzie. Boli ją głowa, kark i mięśnie. Może będzie przeziębiona. Wychodzi z kąpieli i owinięta w puszysty ręcznik wraca do pokoju, dygocąc lekko z chłodu.

Zapala lampkę i siada w dużym fotelu, ustawionym w rogu pokoju. Jej dłoń mechanicznie sięga po schowany w róg komody duży, ciężki flakon. Emmanuelle pozwala sobie na luksus, ale nie lubi nim epatować. Niespiesznie spryskuje dekolt oraz nadgarstki, po czym naciągając gruby wełniany koc pod samą szyję, obserwuje jak zapłakane niebo coraz bardziej ciemnieje, a na ulicach i szyldach rozbłyskują światła i latarnie. Nad miasteczkiem zapada noc, a Emmanuelle zasypia.

Śpi spokojnie i bez koszmarów. Zapach którym się otuliła tworzy wokół niej ciepły i bezpieczny kokon, który tak bardzo przypomina jej beztroskie dzieciństwo na wsi w Normandii. Zapach babcinej kuchni, w której aromat migdałów mieszał się z marcepanem, podczas gdy babcia z uśmiechem wsuwała jej w dłoń pyszne migdałowe wypieki. Mała Emmanuelle porywała swój łup i wybiegała do ogrodu, gdzie ukryta w altance i spowita w zapach odurzającego jaśminu i dumnej róży chciwie pochłaniała swój łup. Te ciasteczka miały w sobie słodycz ciasta oraz gorzkość migdałów, którą dorosła Emmanuelle zapamiętać miała do końca życia, zwłaszcza w chwilach, gdy było jej smutno i źle.

Dlatego wkraczająca już w dorosłość osiemnastoletnia Emmanuelle wyjechała z Paryża z dwoma walizkami oraz ogromnym pudełkiem ciasteczek migdałowych. Każdy wie, że szykowna mała czarna, wysokie obcasy i czerwona szminka to niezbędnik młodej damy rozpoczynającej dorosłe życie. Emmanuelle jednak nigdzie nie ruszała się bez pudełka migdałowych ciasteczek swojej babci. A kiedy podczas bezcelowych wędrówek po bocznych uliczkach Paryża trafiła do małej, nieco staroświeckiej perfumerii, rozpłakała się ze szczęścia, ponieważ odnalazła owe migdałowe ciasteczka we flakonie Heliotrope. Wystarczyła jedna kropla, aby dorosła Emmanuelle zmieniła się w beztroską małą Emmi, która łasowała w babcinej kuchni i dopraszała się o słodkie ciasteczka. To były jej pierwsze perfumy, albowiem Emmanuelle, choć doświadczona w sprawach damsko-męskich, była absolutną nowicjuszką w świecie zapachów.

Ci… sza… nie budźmy Emmanuelle. Niech Heliotrope otuli ją niczym szalem i powiedzie w krainę słodkich snów.

Noc nadeszła…



www.wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=16395

3 komentarze:

  1. O chol...

    Jestem w absolutnym, rozdzwonionym szoku. Jak nie znoszę klimaciarstwa, jak trudno mi czytać zapachy-kobiety, tak to jest... Proste, piękne, takie "dobre i miłe", a pozbawione pretensjonalności... Modyfikacja samej koncepcji zapachu-kobiety! Jeszcze w życiu nie czytałam takiego ujęcia. Czuję teraz wstyd- tak się nieraz gimnastykowałam, żeby znaleźć, wynaleźć, przekształcić słowa by oddały to, co chcę pokazać, a oto zbliża zapach do czytelnika tak prosta i genialna konstrukcja- opis czucia, aury, wspomnień i afirmacji Eliksiru z dystansu, przez pryzmat emocji wyimaginowanej postaci. Przepraszam, plopiszę, ale jestem w szoku, szoku, SZOKU.

    ... a może Emmanuelle poeksperymentuje kiedyś z Louve na przykład? Albo jej doświadczenie się rozbije o jakiegoś biznesmena z klatą wypachnioną Brutalem, cokolwiek, nie może umrzeć po jednej notce, nie po TAKIEJ.

    Miałam ostatnio ochotę na eksperymenty z formą. Na kilku zapachach czerwonych chciałam się zemścić, pisząc recenzje-piramidy (To te, które przedstawiają pojawiające się nuty, nie akordy), impresjonistyczne wizje natury czy właśnie zapachy-kobiety, i nie wiem, czy to, co napisałaś, zachęciło mnie, czy ostatecznie zgnoiło, ale nasyłam antyglobalistów na Twoją lodówkę i nastolatki na Twoje flakony, jeżeli następna notka nie pojawi się... wkrótce.

    O, i da się tu ludzkie komentarze wstawiać. Miła odmiana po Bloxie.

    Jestem w absolutnym, rozdzwonionym szoku. Ochol.

    OdpowiedzUsuń
  2. Płomyku, bardzo Ci dziękuję za tak pozytywny komentarz. To mój pierwszy post na pierwszym blogu. Wprawdzie od jakiegoś czasu nosiłam się z myślą założenia bloga perfumeryjnego, ale nie typowo perfumeryjnego - nie opisuje tutaj bezpośrednio konkretnego zapachu, nie wkładam jego zdjęcia, nie podaje nut zapachowych. Czytając opis czasem łatwiej, czasem trudniej domyśleć się o jakim zapachu piszę. Bardziej jednak zależało mi na przedstawieniu moich impresji i skojarzeń łączących się z danym zapachem. Przedstawić osobę którą widzę ubrana w dany zapach.

    Tak więc mój blog może być trudny do odczytania przez osobę, która chce uzyskać jak najwięcej informacji na temat zapachu X, bo w ten sposób go nie znajdzie. To jest bardziej mój ukłon w kierunku osób, które perfumy już świetnie znają i bawiłoby je czytanie opisów, aby na ich podstawie wywnioskować, jakim zapachem mogłaby pachnieć bohaterka lub bohater danego opisu.

    Emmanuelle jest wyjątkiem, bo zamierzam pisać o osobach znanych z literatury czy historii. Poza tym każdy opis prezentowany będzie przez inna osobę, tak więc Migdałowa Emmanuelle zostanie w swoim małomiasteczkowym światku.

    A Louve - wedle życzenia, z Wilczyca poeksperymentowała sobie jednak nie Emmanuelle, a... cóż, post już jest na stronie, więc sama zobaczysz...

    Dorzucę jeszcze, że następnymi wziętymi na tapetę osobami będą: cesarz Tyberiusz, cesarzowa Poppea oraz Heathcliffe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aggie, ta historia jest chyba najlepsza ze wszytskich do tej pory tu umieszczonych, czekam na więcej takich! Czytając tekst przeniosłam się w świat Emmanuelle. Widziałam otaczający ją Paryż jej oczami, czułam zapach unoszący się w powietrzu no i koc przesiąknięty Heliotrope...

    OdpowiedzUsuń