Stary cesarz siedzi w ogrodzie. Jest już zmęczony. Wprawdzie jest na Capri, w swoim tajemnym zakątku, do którego zapraszał tylko wybrane grono znajomych i z którym łączy się tyle miłych wspomnień. Jednak tym razem jest inaczej. Tyberiusz nie jest już młody, jego ciało powoli odmawia posłuszeństwa. Szybko się męczy, jest niecierpliwy, nie bawią go młode niewolnice i córki rzymskich nobilów. Choć jak zwykle ubiera się elegancko, szykowny strój nie jest w stanie ukryć twarzy zniszczonej rozpustą, drżących dłoni, ciemnych żył na przegubach.
Jaki jest zmęczony… Ma już dość bycia cesarzem, codziennych obowiązków, pogardliwych spojrzeń senatorów i rzymskich obywateli, kiedy przejeżdża ulicami Rzymu. Nikt nie śmie mu się sprzeciwiać, to prawda. Ale Tyberiusz jest na tyle bystry, że wie, iż lud go nienawidzi, pogardza nim, a jednocześnie się go boi. I po co mu to było? Ambicja jego matki pchnęła go na tron, którego tak naprawdę nigdy nie pragnął. Zamiast cieszyć się poważaniem jako głowa rodziny, siedzi teraz sam, na Capri, które nie daje mu spodziewanego ukojenia. Wszędzie wokół czają się szpiedzy i skrytobójcy, bez wątpienia nasłani na niego przez członków własnej rodziny.
A przecież nie zawsze tak było… nie zawsze był osłabłym, zniszczonym przez życie starcem, który z trudem kuśtyka po własnym ogrodzie. Kiedyś był inny. Tyberiusz przymyka oczy, chroniąc je przed ostrym słońcem, a jego prawa ręka zsuwa się do sakwy, którą od dłuższego czasu nosi ze sobą. Palce gładzą pieszczotliwie tak dobrze znany mu przedmiot, niegdyś piękny i połyskliwy, teraz wyraźnie nadgryziony zębem czasu. Napływają wspomnienia. Oczy cesarza wypełniają się łzami.

Czasy młodości… jak to było dawno! Dzieciństwo spędzone w domu swego ojca, ukochany brat, z którym dzielił wszystkie sekrety i tajemnice. Potem gwałtowny skok z dzieciństwa wprost w dorosłość. Rozkaz cesarza i młody Tyberiusz z bijącym sercem wskakuje na konia i na czele wojsk pędzi dniem i nocą do Germanii, gdzie przez wiele tygodni przedzierać się będzie przez lasy, bagna i moczary, niepewny, czy ujrzy kolejny wschód słońca. Dni i noce zlewały mu się w jedno. Za dnia oblewał się potem w ciężkiej zbroi, nocą drżał z zimna, gdyż często posuwali się w absolutnych ciemnościach i nie mogli palić nawet ognisk, aby nie zwabić wroga. Żołnierze klęli, buntowali się. Tyberiusz często zaciskał wargi i ostatkiem sił powstrzymywał się, aby nie oćwiczył niepokornych.
Nie bał się, o nie, jednak często czuł się samotny, tak samotny, jak samotny może być człowiek w otoczeniu kilku tysięcy ludzi. Miał jednak przyjaciela, który zawsze był przy nim, nawet w najzimniejsze i najbardziej puste noce. To był jego koń. Kasztanowaty, o długich, smukłych nogach i błyszczącej sierści. Zdawał się wyczuwać nastroje swego pana, gdyż podchodził do Tyberiusza i kładł mu pysk na ramieniu, sapiąc prosto w ucho. Tyberiusz gładził konia po bokach, które z każdym dniem stawały się coraz bardziej matowe i zapadle, a wierne zwierzę cichym rżeniem oznajmiało, jak bardzo rade jest z tej pieszczoty. Tyberiusz wdychał zapach końskiej sierści oraz skórzanego siodła i to pomagało mu się uspokoić.

Jeśli kiedykolwiek Tyberiusz czegoś się obawiał, to utraty swojego konia. Ale zwierzę posiadało równie silną wolę przeżycia jak jego pan i po wielu miesiącach oboje wrócili do Rzymu na czele triumfalnego pochodu. Wychudzony, brudny koń i jego wymizerowany, ogorzały na twarzy pan jechali Via Appia, a w ślepiach zwierzęcia i oczach Tyberiusza malowało się to same uczucie: radość i triumf, że wracają do domu. Kopyta konia stukały radośnie po kamieniach Via Appia, oznajmiając całemu Rzymowi: oto wróciliśmy!
- Tak, przyjacielu – szepnął w pewnym momencie Tyberiusz, gładząc wierne zwierzę po karku. – Jesteśmy w domu. Ale bogowie wiedzą, kiedy znowu wyruszymy w kolejną podróż…
Koń wrócił do stajni, a Tyberiusz do pałacu. Ale wkrótce poczuł, że dusi się w pałacowej atmosferze, pod ostrzałem nadzorujących go spojrzeń matki, która wychwalała pod niebiosa jego odwagę. Wygodne łoże, smaczne posiłki, czarnoskóre niewolnice, kąpiele w olejkach o zapachu irysa i jaśminu, snujący się po pokojach matki zapach kadzidła, które zdawało się wgryzać w jego skórę. Kiedy Tyberiusz miał dosyć tych wszystkich troskliwości i udawanej miłości, wymykał się do stajni. Tam przytulony do konia zdawał się odzyskiwać równowagę i dzięki temu był w stanie jakoś funkcjonować.

Dłoń starego cesarza zacisnęła się na krawędzi wysłużonego, popękanego siodła. Koń, który nosił to siodło nie żył już od lat. Doczekał słusznego wieku i zmarł cicho i spokojnie we śnie, w swojej stajni. Pijany z żalu Tyberiusz wziął wtedy jego siodło i nigdy więcej go nie użył. Mimo, że miał później wiele innych koni, to na żadnego z nich nie założył owego siodła. Byłoby to świętokradztwem, pogwałceniem wspomnień z dni, które mogły się wydawać nieszczęśliwe i samotne, a jednak były najlepszymi dniami w jego życiu.
I teraz, kiedy stary Tyberiusz zbliżał się do kresu swego życia, wracał myślami do tamtych dni, do ostrego, męskiego aromatu skórzanego siodła przesyconego zapachem drogocennego irysa i kadzidła. Przykładał dłoń do popękanej skóry i już pamiętał jak to jest, kiedy ktoś cię naprawdę kocha.
Nawet, jeśli ta miłość widoczna jest tylko w wiernych i rozumnych oczach zwierzęcia.

Jest to opis Cuir Ottoman Parfum d'Empire.
OdpowiedzUsuń